Pielęgniarka: Znikąd nie dostaliśmy pomocy ani wsparcia.
2020.05.20 Mariusz Mielcarek 3095
Pielęgniarki piszą jak jest.
W najnowszym wydaniu - kwiecień/maj 2020 - Ogólnopolskiej Gazety Pielęgniarek i Położnych pielegniarki.info.pl opublikowaliśmy, nadesłane do redakcji portalu przez czytelników informacje, opisujące sytuacje na Waszych stanowiskach pracy. Pielęgniarki i położne opisują w jakich warunkach wykonują praktykę zawodową w dobie pandemii.
Miesięcznik - Ogólnopolska Gazeta Pielęgniarek i Położnych - pielegniarki.info.pl
- Poniżej przedstawiamy wiadomości pielęgniarek, opisujące sytuacje w szpitalach w czasie pandemii... Komentarze zostały wysłane do Redakcji Portalu - dane autora do naszej wiadomości.
Więcej wiadomości zostało zamieszonych w najnowszym numerze Gazety Pielęgniarek i Położnych. Zamów prenumeratę i czytaj...
W stosunku do wszystkich obywateli nałożono obostrzenia w zakresie izolacji.
Natomiast w społecznościach, którymi są podmioty lecznicze, w najlepsze dochodzi do "sprzedawania" sobie nawzajem wirusa. Personel pielęgniarski może zostać zdziesiątkowany, zanim nadejdzie falazachorowań.
Jak to jest możliwe, że pielęgniarka z OIOM spotyka w szatni pielęgniarkę z oddziału wewnętrznego i rozmawiają? Jak to jest możliwe, że do szatni w tym samym czasie wchodzi pielęgniarka z oddziału chirurgicznego, która pełniła dyżur na oddziale chirurgii i na kilka godzin została oddelegowana na SOR, gdzie zajmowała się segregacją pacjentów, którzy "z miasta" przybyli szukać pomocy w szpitalu?
W tej samej szatni szafkę ma pracownik gospodarczy, który zajmuje się wywożeniem odpadów medycznych ze wszystkich oddziałów.
Zdecydowanie prosimy się o gigantyczne kłopoty...
Służby epidemiologiczne podmiotów leczniczych powinny zainteresować się problemem!
Zacznijmy od tego, że pracuję w przychodni. W czwartek dostałam telefony od szefostwa i sanepidu, że pacjent, u którego 2 dni wcześniej zakładałam wkłucie, jest zarażony koronawirusem. Pani z sanepidu w czasie rozmowy ciągle rozmawiała z kimś innym i kazała tylko czekać i się nie rozłączać, "bo ona coś jeszcze musi...", w międzyczasie poinformowała o teście, który ma być wykonany we wtorek. Na kwarantannie nikt mnie nie sprawdzał, nie było mnie w rejestrze telefonów w aplikacji, nie dostałam pocztą żadnej decyzji ani informacji, że decyzja została przygotowana... Zasiało to trochę niepokoju, w poniedziałek zadzwoniłam do sanepidu. Pani, która odebrała, stwierdziła, że ona nie ma możliwości sprawdzić, czy jestem na liście osób poddanych kwarantannie, ale obiecała, że postara się ustalić i oddzwoni. Nie oddzwoniła, więc we wtorek zadzwoniłam ponownie. Odebrał ktoś inny, kto obiecał to samo - że ustali i oddzwoni. Pani oddzwoniła, poinformowała, że nie ma mnie ani na liście osób poddanych kwarantannie, ani tym bardziej na liście osób, które będą miały wykonany test.
Około dwudziestej jeszcze jeden telefon - pan z sanepidu zadzwonił poinformować, że przygotowana jest dla mnie decyzja o czasie trwania kwarantanny. Czy może potrzebuję jakichś zakupów? Informuję pana, że już od czwartku przecież jestem na kwarantannie i jakoś sobie poradziłam. Pan zdziwiony, bo on zlecenie takie dostał "dopiero dzisiaj". Wielkie dzięki. Mogłabym przechodzić 2 tygodnie bez niczego i wrócić normalnie do pracy, bez względu na konsekwencje. Nie wierzyłam, że od środka to może wyglądać aż tak beznadziejnie. Nie sądziłam, że tak ważne rzeczy leżą praktycznie w rękach osób tak niekompetentnych. Chciało mi się płakać z bezradności. Cyrk na kółkach i - jak widać - małp też nie brakuje. Państwo jest przygotowane na pandemię? Z taką pomocą to raczej zmierzamy ku autodestrukcji...
Chciałam się tym anonimowo z Państwem podzielić, przepraszam za zabranie czasu osobie, która być może to przeczyta, ale jest mi trochę lżej, jak mogłam to z siebie wyrzucić. Pozdrawiam serdecznie całą pielęgniarską społeczność.
Na nasze wołanie o pomoc nikt nie odpowiedział. Zwracaliśmy się z prośbą do wszystkich urzędów, w tym do wojewody mazowieckiego, do urzędu miasta, do ministerstwazdrowia, do izby pielęgniarek i położnych. Znikąd nie dostaliśmy pomocy ani wsparcia.
Sytuacja jest o tyle trudna, że niektóre rodziny pacjentów, zamiast nas wspierać i pomagać, atakują nas, bo los ich chorych jest dla nich najważniejszy, a to, że nie ma pielęgniarek, to nie ich sprawa. Płacą i wymagają, nie przebierając w słowach, straszą sądami.
Niestety nie mogę być dłużej narażona na "stres przewlekły", gdyż mam nadciśnienie i sama za moment mogę potrzebować pomocy.
Jak wybrnąć z tej sytuacji?
Co zrobić, aby pacjenci zakładu mieli należną opiekę?
Jeśli do jutra rana nikt nam nie pomoże, to będziemy wzywać policję i wojsko, aby ewakuowali chorych do miejsca, gdzie znajdą opiekę.
Zwracam się z apelem do pielęgniarek, aby zechciały nam pomóc, bo tylko wtedy dalej będzie można prowadzić zakład. W przeciwnym wypadku będziemy zmuszeni zamknąć zakład. Zgłaszać się mogą osoby na emeryturze, które podadzą leki, zrobią iniekcje, zmienią opatrunek, a przede wszystkim zapewnią bezpieczeństwo zdrowotne naszym chorym.
Czekam na POMOC we wskazanym zakresie.
Zobacz także:
Jaka jest liczba zarażonych pielęgniarek, lekarzy, ratowników i innych pracowników.
Ubezpieczenie pielęgniarek. Ciąg dalszy skandalu.
Pielęgniarki: szpitale nie wiedzą jak obliczyć rekompensaty.