Lekarze i pielęgniarki podobnie jak nauczyciele będą mieli swoją kartę praw. Chcą mieć więcej urlopów i lepiej zarabiać, a to niepokoi pracodawców, bo spełnienie żądań zmusiłoby ich do zatrudnienia dodatkowych osób. Tymczasem w szpitalach już brakuje lekarzy specjalistów.
Opracowaniem zasad wynagradzania i warunków zatrudnienia pracowników placówek ochrony zdrowia zajmuje się specjalnie powołany w tym celu międzyresortowy zespół, w którym zasiadają przedstawiciele rządu, związków zawodowych oraz organizacji pracowniczych, a także pracodawców. Na jego czele stoi Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia.
Krzysztof Tuczapski, prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego, jest jedyną osobą z naszego województwa, która bierze udział w negocjacjach. Reprezentuje Konfederację Pracodawców Polskich. – Naszym zadaniem jest przygotowanie podstaw dokumentu, który będzie odpowiednikiem karty nauczyciela, ale zapisane w nim będą prawa i obowiązki pracowników zakładów ochrony zdrowia – mówi Krzysztof Tuczapski. Przyznaje, że rozmowy nie są łatwe. – Jest dużo żądań ze strony związkowców. Większość tych roszczeń jest moim zdaniem niemożliwa do spełnienia. Żaden szpital w Polsce nie wytrzyma tego finansowo – tłumaczy.
Pielęgniarki chcą m.in. obniżenia wieku emerytalnego do 55 lat, dodatkowych dwóch tygodni urlopu w roku, a także, by Dni Pielęgniarki i Położnej oraz Dzień Pracownika Służby Zdrowia były wolne od pracy. Lekarzom zależy na podwyżkach płac – pensja podstawowa osoby z drugim stopniem specjalizacji miałaby wynieść przynajmniej trzy średnie płace krajowe, poza tym chcą, by dyżury wliczać do czasu pracy, co wymusiłoby na szpitalach stworzenie dodatkowych etatów. Domagają się też 14-dniowego płatnego urlopu szkoleniowego.
Według Andrzeja Ciołko, przewodniczącego Okręgowej Rady Lekarskiej w Lublinie, żądania lekarzy są rozsądne. – Prawo narzuca na nas obowiązek ustawicznego kształcenia się, taki urlop nam się zwyczajnie należy. Należy się on również chorym, bo dzięki temu będą się nimi zajmować lepiej wyszkoleni lekarze – tłumaczy. Jak twierdzi, podwyżki są koniecznością. – Inaczej nie unikniemy ucieczki lekarzy za granicę. 30-proc. wzrost zarobków w ubiegłym roku nie rozwiązał problemu – uważa.
Dla rządu palącym problemem, który musi zostać szybko rozwiązany, jest zapowiadany przez lekarzy jeszcze w tym półroczu ogólnopolski protest. Całkiem możliwe, że polegać on będzie na masowym składaniu przez medyków wypowiedzeń z pracy. Dojdzie do niego, jeżeli rząd nie znajdzie funduszy na podwyżki pensji.
Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że szans na kolejny wzrost zarobków nie ma. – Nie stać nas na to. Minister Zbigniew Religa obiecał zwiększenie wynagrodzeń i ze swoich obietnic się wywiązywał już w ubiegłym roku – twierdzi Paweł Trzciński, rzecznik resortu. Nie ukrywa, że ministerstwo liczy, iż prace międzyresortowego zespołu doprowadzą do kompromisu, który zadowoli wszystkie strony.
– Premier dał nam czas do końca stycznia na opracowanie protokołu uzgodnień, na podstawie którego zostanie stworzona ustawa. Na razie nie sposób powiedzieć, czy uda nam się wyrobić w terminie. Z każdej strony widać jednak dobrą wolę, wszyscy chcemy stworzyć rozwiązanie, które uporządkuje sytuację w służbie zdrowia, będzie rozsądne, trwałe i niezależne od zmian politycznych – mówi Krzysztof Tuczapski.
Krzysztof Tuczapski, prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego, jest jedyną osobą z naszego województwa, która bierze udział w negocjacjach. Reprezentuje Konfederację Pracodawców Polskich. – Naszym zadaniem jest przygotowanie podstaw dokumentu, który będzie odpowiednikiem karty nauczyciela, ale zapisane w nim będą prawa i obowiązki pracowników zakładów ochrony zdrowia – mówi Krzysztof Tuczapski. Przyznaje, że rozmowy nie są łatwe. – Jest dużo żądań ze strony związkowców. Większość tych roszczeń jest moim zdaniem niemożliwa do spełnienia. Żaden szpital w Polsce nie wytrzyma tego finansowo – tłumaczy.
Pielęgniarki chcą m.in. obniżenia wieku emerytalnego do 55 lat, dodatkowych dwóch tygodni urlopu w roku, a także, by Dni Pielęgniarki i Położnej oraz Dzień Pracownika Służby Zdrowia były wolne od pracy. Lekarzom zależy na podwyżkach płac – pensja podstawowa osoby z drugim stopniem specjalizacji miałaby wynieść przynajmniej trzy średnie płace krajowe, poza tym chcą, by dyżury wliczać do czasu pracy, co wymusiłoby na szpitalach stworzenie dodatkowych etatów. Domagają się też 14-dniowego płatnego urlopu szkoleniowego.
Według Andrzeja Ciołko, przewodniczącego Okręgowej Rady Lekarskiej w Lublinie, żądania lekarzy są rozsądne. – Prawo narzuca na nas obowiązek ustawicznego kształcenia się, taki urlop nam się zwyczajnie należy. Należy się on również chorym, bo dzięki temu będą się nimi zajmować lepiej wyszkoleni lekarze – tłumaczy. Jak twierdzi, podwyżki są koniecznością. – Inaczej nie unikniemy ucieczki lekarzy za granicę. 30-proc. wzrost zarobków w ubiegłym roku nie rozwiązał problemu – uważa.
Dla rządu palącym problemem, który musi zostać szybko rozwiązany, jest zapowiadany przez lekarzy jeszcze w tym półroczu ogólnopolski protest. Całkiem możliwe, że polegać on będzie na masowym składaniu przez medyków wypowiedzeń z pracy. Dojdzie do niego, jeżeli rząd nie znajdzie funduszy na podwyżki pensji.
Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że szans na kolejny wzrost zarobków nie ma. – Nie stać nas na to. Minister Zbigniew Religa obiecał zwiększenie wynagrodzeń i ze swoich obietnic się wywiązywał już w ubiegłym roku – twierdzi Paweł Trzciński, rzecznik resortu. Nie ukrywa, że ministerstwo liczy, iż prace międzyresortowego zespołu doprowadzą do kompromisu, który zadowoli wszystkie strony.
– Premier dał nam czas do końca stycznia na opracowanie protokołu uzgodnień, na podstawie którego zostanie stworzona ustawa. Na razie nie sposób powiedzieć, czy uda nam się wyrobić w terminie. Z każdej strony widać jednak dobrą wolę, wszyscy chcemy stworzyć rozwiązanie, które uporządkuje sytuację w służbie zdrowia, będzie rozsądne, trwałe i niezależne od zmian politycznych – mówi Krzysztof Tuczapski.
Daniel Lenart www.gazeta.pl
Zobacz także:
Komentarze