Pielęgniarki nie wierzą pracodawcom. Nie ma żadnych gwarancji co się stanie w momencie zmiany ustawy o wynagrodzeniach.
Od kilku tygodni jesteśmy świadkami przyspieszenia w kwestii wynagrodzeń personelu medycznego. Podnoszone są różnego kalibru argumenty za potrzebą uporządkowania polityki
płacowej w ochronie zdrowia. Problem braku środków finansowych w systemie stał się dramatyczny. Minister zdrowia potwierdza, iż zdaje sobie sprawę, że szpitale nie będą miały środków finansowych na realizację świadczeń zdrowotnych, więc planowane zabiegi będą przesuwane na późniejszy okres.
Przecież to przyznanie się do totalnego rozpadu systemu. Szpital nie będzie miał zapłacone za niewykonane świadczenia. Skutkiem będą mniejsze wpływy do budżetu podmiotów leczniczych. To brzmi jak przepis na misję samobójczą. W kontekście powyższego decydenci prześcigają się w podnoszeniu różnej maści argumentów mających usprawiedliwić zmiany w systemie wynagradzania w ochronie zdrowia. Ministerstwo zdrowia ma poparcie szpitali dla wprowadzenia działań naprawczych.
Szkoda, że nikt nie wie, jaki mają mieć charakter te naprawcze działania. Z wypowiedzi decydentów po stronie ministerstwa zdrowia oraz reprezentantów podmiotów leczniczych wyłania się kierunek zapowiadanych „uzdrawiających” działań. Jeden z podnoszonych argumentów jest szczególnie bezczelny…
Mianowicie podnosi się argument, że pracownicy podmiotów leczniczych w ostatnich latach uzyskali około 40-procentowy wzrost wynagrodzeń przy inflacji sięgającej kilkunastu procent. Dlatego trzeba wzrostowi płac w ochronie zdrowia powiedzieć STOP. Drodzy decydenci… Jakże trzeba być bezczelnym, aby podnosić powyższy argument! Czy zapomnieliście o żebraczych pensjach pielęgniarek i położnych w ostatnich dziesięcioleciach? Czy nie macie informacji o wysokości emerytur pielęgniarek, które są wypadkową owych żebraczych pensji? Ilu z was z sejmowej trybuny nawoływało, aby docenić personel pielęgniarski? Już zapomnieliście o ochłapach w postaci 4×400? Już zapomnieliście o „203”?









